Ballada o Trevorton

Nie wiem ile to już razy kursorem myszy byłem nad Trevorton, ile razy w Youtube wpisywałem tą frazę i ile razy oglądałem zdjęcia tego miejsca na Panoramio. Musiało to wreszcie jakoś zaskutkować. Opowieści o "najwyższej górze węglowej jaką nosi Matka Ziemia" skusiły szczególnie chłopaków, ja bardziej chciałem sprawdzić teren pod kątem jazdy w lesie.
 Niespodzianką było to, że tego dnia dosiadłem furę Barańskiego. Moja przechodziła zabiegi odświeżająco - upiękniające :). Robiona była na bóstwo dla nowego właściciela ;).

 Korzystając z lokatora działek w Schuylkill County (Schuylkill Parcel Locator), ustaliłem dwie miejscówy gdzie potencjalnie moglibyśmy zostawić auto. Jak się okazało jedna zadziałała, chociaż tak naprawdę to parkując poza "oficjalnymi" miejscami RAC nigdy nie mamy pewności, czy ktoś nas nie przegoni.

 Tomcio z Józkiem objawili nowe przyodzienie, konkretnie obuwie firmy Gaerne w wersji 12. Poczułem się jak obywatel drugiej kategorii wstydliwie wyciągając z worka "garbeciowego" swoje muzealne, pokryte szlamem i pleśnią, 661... Czas na zmiany, chciało by się rzec...

 Na początku trzeba mi było zapoznać się z tonażem jaki miałem pod dupą. Nie trwało to długo. Proboszcz jak polski pilot - jak trzeba to i na drzwiach do stodoły poleci ;).

 Ashland, skąd ruszyliśmy, jest objęte podziemnym pożarem kopalni, tak samo jak Centralia. Nawet bym nie pomyślał ale parę minut po ruszeniu mijaliśmy charakterystyczne wyziewy spalin z ziemi. Ten żywioł naprawdę "ma potencjał". Mieszkać tam to jak bawić się niewybuchem, nie zazdroszczę tubylcom.
 Jeden minus jaki był to fakt, że poruszaliśmy się utartymi szlakami. Trochę mnie to teraz mierzi bo wiem, że można było wedrzeć się  w lepsze rzeczy. Gonitwa do celu trochę zubożyła cały wypad, takie jest moje zdanie.
 Parliśmy w kierunku zachodnim korzystając z kompasu. Wiadomo, że jadąc gdzieś pierwszy raz będą jakieś skuchy i dreptanie w kółko. Nie zakładam więc nigdy, że gdziekolwiek dotrzemy od "jednego strzała". Jechanie za przewodnikiem (w tym przypadku byli to napotkani quadowcy) to wg mnie jeszcze gorsze wyjście. Waliliśmy najprostszą ale i najnudniejszą drogą. Następnym razem wypadałoby zagłębić się w bok. Może ktoś się skusi na powtórkę?

 Czym bliżej Trevorton, tym więcej było śladów życia offroadowego. Minęliśmy dwa czy trzy konkretne parkingi gdzie roiło się od aut. Największe "Eldorado", co nas kompletnie zaskoczyło, spotkaliśmy już przy górze. Tam dopiero był cyrk! Dobrze trzeba było się oglądać, żeby ktoś nie przejechał po krzyżu ;P. Motocyklistów nie było tylu co quadowców. Normalnie jak szarańcza!
 Stając przy tym olbrzymim wzniesieniu ciężko było się nie zdeprymować. Chyba większość będąc z nim oko w oko pomyśli - "ja to serdecznie pierdolę". W tym przypadku dołączyłem do większości i tylko oglądałem jak ci bardziej zdesperowani decydują się na akcje. Niewielu doskakiwało na sam szczyt, gdzie przy samej końcówce czaiła się perfidana pułapka - taki schodek, który pokonać było można jedynie rozpaczliwcem. Józek wyskoczył raz, Tomek był blisko ale nie wywalczył.

 Powywijaliśmy trochę i zaczęło nas ssać. Pojechaliśmy do miasteczka za jakimś korytem. Na stacji benzynowej nie było niczego konkretnego, wzięliśmy jakieś bzdetne przekąski. Słońce zmożyło nas przy stoliku, nawet tankować się nie chciało, chociaż aż się prosiło. Naszą czujność uśpił zbiornik w cysternie Barana. Wielki ale... prawie pusty jak się miało okazać za jakiś czas.
 Ciężko się wsiadało na sprzęty ale ruszyliśmy wreszcie z powrotem w stronę "Golgoty". Jakiś dziadek gestykulował wyraźnie nerwowo na nasz widok, natomiast niezbyt urodziwe miejscowe niewiasty, wręcz przeciwnie. Z jednakowym chłodem potraktowaliśmy ich wszystkich ;P.

 Wracając próbowaliśmy poszukać jednak jakichś singli. Nie ma co ukrywać, pod tym względem St. Clair jest poza konkurencją. Troszkę jednak pozawijaliśmy w lesie i tyż było piknie.
 Pierwszy grom uderzył w nas na wiadomość, że Tomciowi kurczą się zapasy wachy. Kilka mil jazdy i już przewracamy Józka Huskę w sprawie "przeładunku" płynów. Raz się udało ale za drugim stają obaj i muszą się posilać od Jędrka. Pada parę gorzkich słów. Nauczka na przyszłość, żeby tankować do pełna i przy każdej okazji.

Dobiliśmy już po zmroku. Może bez rewelacji ale zawsze pojeździliśmy :).
Do następnego, Panowie :).