Fakty z przeszłości cz. 2

Parcie na jazdę miałem kosmiczne. Ale przecież nie wyjadę na ogródek 😕. Nikt ze znajomych nie kumał klimatu więc nie było punktu zaczepienia. Temat stanął w miejscu. No ale od czego jest Google? Wyszperałem forum na którym znalazłem ludzi co zostawiają odcisk gumowej kostki w błocie! I w dodatku są z mojej dzielnicy! Polacy!!! Skorzystałem z ich pomocy (dzięki chłopaki!) i teoretycznie mogłem zaczynać ceremonię. Ale co się okazało? Jazda jest ale typowo unergroundowa. Zresztą w każdym cywilizowanym kraju po "zielonym" nie jeździ się ot tak. Tym bardziej, jeśli to "zielone" to prywatna posesja 😟. A w mojej okolicy, mocno zurbanizowanej, ziemi niczyjej nie użyczy. Jedyne wyjście to dymać półtorej godziny na południe NJ żeby pośmigać na piachach (również prywatnych) albo trzy godziny do Pennsylvanii na kopalnie. Jest też jeszcze upstate NY i ekstrem w tamtejszych górach ale też drogi trzeba nałożyć niemało. Wydało mi się to nonsensem ale... Jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma 😶. Trzeci sezon gonię siwka co dwa tygodnie w trasę i się cieszę. Weszło mi to w krew i chwalę to sobie. Ostatnio śmigaliśmy w składzie trzyosobowym i mam nadzieję, że w nadchodzącym sezonie też będziemy. Tymczasem trzeba myśleć coby godnie przygotować się do jazdy na wiosnę. Ale to już przyszłość 😉.

P.S. Przez grzeczność względem byłego sprzęta chciałbym jeszcze przybliżyć sylwetkę mojego pierwszego "czteropaka", następcy Huski. Był to starszawy EXC 400, który w moich rękach odzyskał perfekcyjną kondycję. Silnikowo bomba, na zawieszenie narzekałem i dlatego poszedł dalej. Szacun dla niego!👍

KTM EXC 400