Kupa, mości Panowie!

Pojawiło się w niedzielę dwunastu ludzi. Wszyscy gotowi żeby zrobić trochę hałasu w okolicy. Przed jazdą zawsze jestem nastawiony optymistycznie bo fajnie jest jak melduje się cała zgraja. Ekscytacja blednie jednak z każdą milą pokonywaną w tumanie kurzu. Moja twarz na filmie powie wszystko, ja tylko mogę ciężko westchnąć przed monitorem. To co miałem do przekazania światu jest w poście "Enduroonanista".

 Wymyśliliśmy, że pojedziemy w kierunku nie obranym nigdy wcześniej. Z parkingu bez zbędnych zawirowań na południe. Tam za Rt 209 są miejsca nie odwiedzane jeszcze przez nas więc brzmiało dobrze.
Jednak jak już karawana ruszyła to sposobem dwa kroki w przód, trzy w tył. Była więc awaria hamulców w Jamaszce Marcina, guma u Spanisza, były rozłąki grupy oraz złowrogie "dead endy" na cmentarzu.
 Z wielkim bólem przedarliśmy się do granicznego asfaltu ale plany przeprawy na drugą stronę zniweczył widok radiowozu. Czemu gość nas nie "zahaltował", wie tylko on. W każdym razie jechać taką procesją jego śladem to byłoby samobójstwo. Dlatego wróciliśmy tam skąd przyjechaliśmy.
 W następnej kolejności obowiązkowa wizyta na kopalniach w Kaśce, jazda węglowymi autostradami itp. co przyprawiło mnie o ziewanie. Adrenalina ruszyła się trochę podczas pokonywania ciekawych podjazdów, odcinków technicznych i karkołomnych przeszkód. Fajnie było też kiedy crossowa część załogi pokazywała jak się lata z głową na wysokości wierzchołków choinek :). A już ugotowałem się totalnie "produkując" glebę roku. Nie było świadków a kamera niestety wyłączona :(. Jak to możliwe, że w myślach kwestię "Panie Boże, bądź miłościw! Żeby tylko pod tymi chaszczami nie było jakiegoś konara co mi wyrwie łeb!" człowiek jest w stanie wypowiedzieć w ciągu feralnej sekundy przed tragedią???
Na szczęście nie zobaczyłem "światełka w tunelu" bo okazało się, że w krzakach nie czaiło się żadne licho. Pozostał jednak po mnie krąg wygniecionej trawy co wydało się podejrzane kolesiowi, który nadjechał kiedy byłem już pozbierany. Przypaliłem głupa, że to pewnie UFO wymyśliło se tu lądować i pojechaliśmy dalej.

 Prawdziwość stwierdzenia, że po kryzysach zawsze przychodzą dobre momenty, potwierdziły następne minuty. Po "mega nudzie" zrobiłem sobie całkiem nie planowane pół godziny jazdy jaką uwielbiam. Przez chwilę dzieliłem ją z Jacksonem ale ten niespodziewanie "wessany" przez przyrodę, został ze swoimi problemami gdzieś na szlaku. Rozkosz z podróżowania wybornymi odcinkami specjalnymi Klary czerpałem więc w samotności.
 Nie zdziwcie się zatem, jeśli następnym razem gdy będzie nas taka armia, niepostrzeżenie zmienię tor jazdy i spotkamy się dopiero przy trucku. Bo taka zbieranina to jednak niestety kupa, mości Panowie.

Zaraz idę popracować nad wersją klipu gdzie będą wszystkie "głowy". Trzeba się postarać żeby nie powiedzieli, że narcyz jestem i se filmiki sam ze sobą dla siebie robię ;).


transfuzja płynu hamulcowego na linii Dodge - Yamaha
Suchy albo Szczurek, jak kto woli :)
nie pamiętam imienia tego kolesia ale wymiata konkretnie, szacunek!
widać, że to nie jest jego pierwszy raz
sztuczki? proszę bardzo!
Momento
Edison
Christian
"Second(s) from disaster" by Don
to chyba na wiwat - ostatnia jazda Marcina w Stanach
lunatycy