W poszukiwaniu kwiatu paproci ;)


Prawdziwy harcerz dba o swój ekwipunek, o swoje plany i swoich druhów. Nasza ekipa uznaje zasady opaczne - ekwipunek ogranicza do paczki fajek i Redbulla, o planach dyskutuje tylko w kontekście jak zwykle nieudanej eskapady, a racje swojego druha? Zawsze można je olać, nie ma przecież "mondżejszego" ode mnie...
Remont instalacji elektrycznej w świetle księżyca - szkoda klawiatury...
"Niezwykle trafne" decyzje co do przebiegu trasy, skutkujące napadami ziewania - www.żal.pl...
Śmiało można by o tych wszystkich akcjach napisać książkę. Coś na kształt zbioru anegdot z życia ofermy...

Ale nie ma co drobnostkami bździć przy damach ;). Ogólnie było wesoło i jazda poszła całkiem sprawnie, choć się nie zanosiło.

South ma swoje duże plusy. Jest w miarę niedaleko, lasy niezbadane rozciągają się aż do załamania horyzontu a ludzi na tej mega połaci ze świecą szukać. Inna sprawa, że do szukania wytypowano tu odpowiednią ekipę. Wytropili nas zanim jeszcze zdążyliśmy przyodziać zbroje. Mimo, że już po zmroku i prawie w ciszy rozpakowywaliśmy się w stałym miejscu, to nie przegapił tego faktu dzielnicowy. I kiedy skierował na nas rażące światło "szperacza", poczułem w powietrzu zapach kłopotów. Wszystkie pięć głów nagle pochyliły się do zawiązywania sznurówek, których -nota bene- w butach crossowych nie użyczy ;P. Po chwili palenia głupa musieliśmy jednak stawić czoła zaistniałej sytuacji. Najdziwniejszą rzeczą na świecie okazało się to, że cop nieomal zaczął przepraszać, że nas niepokoi. Przyjechało jeszcze dwóch, jednakowo skruszonych. O mandacie nie było nawet mowy, wspólnie przeszliśmy do jedynego właściwego tematu konwersacji - szukaniu zastępczego "lokum" na dzisiejszą noc. Nie chcieliśmy wywierać na nich presji, tym bardziej, że widać było, że starają się skupić i rozwikłać ten niezręczny dla nas wszystkich temat. Żaden salomonowy wyrok nie zapadł ale uzyskaliśmy "błogosławieństwo" i jakieś luźne, acz szczere sugestie od stróżów prawa. I niech ktoś mi teraz powie, że glina w Ameryce to bezmózgi osiłek, co rozdepcze każdego na marmoladę, jeśli mu z rana nie posmakuje pączek i kawa. Bzdura! To są chłopaki "do rany przyłóż", o czym przekonaliśmy się na własnej skórze. Po tym wszystkim męczyła mnie jedna myśl - czy pod tymi wykrochmalonymi, pachnącymi kamizelkami kuloodpornymi nie kryły się przypadkiem złote, offroadowe serca? Teraz już do tego nie dojdziemy ale fakt faktem, że życie potrafi czasami zaskoczyć z grubej rury ;).

Na myśli mieliśmy całego loopa ale w miarę upływu czasu i mil zapał stygł, przynajmniej u mnie. Nie chodzi o to, że miałem jakieś "ale", tylko, że najzwyklej w świecie zaczęło mnie morzyć. Największy kryzys miałem gdzieś nad ranem. Zresztą każdy łypał już błędnym wzrokiem i wyglądał o 15 lat starzej ;P. Rytmu biologicznego nie da się oszukać, noc jest do spania. Zatem jeśli już decydować się na takie wypady, to najlepiej po poobiednim małym wyrku, wtedy energia się odpowiednio zbilansuje i można pomykać bez uczucia znurzenia. Trzeba będzie to wziąć pod uwagę.

Były fajne momenty - ciasne i porośnięte single, bajora po kolana, zdradziecki kopny piach, mgła nad polami żurawinowymi i wieża obserwacyjna. Następnym razem nastawiamy się na szukanie ciekawych singli, których tam nie brakuje, wystarczy zboczyć ze żwirowych "autostrad" :).

Nie byliśmy w tej włóczędze sami. Nad jeziorem przy ognisku balowała ekipa i jeździli jacyś jeepowcy. Quady też można było usłyszeć. Natomiast tam gdzie zapędziła się nasza karawana, lęgła się już tylko dzika zwierzyna i leśne licho. Coś a'la koniec świata o zapachu iglaków. Wrócimy tam niebawem :).

Dodać trzeba, że nasz pomysł na rozrywkę był dosyć nietuzinkowy ale data sprzyjała temu jak nigdy. Była to najkrótsza noc w roku, zwana Świętojańską. Całkiem przypadkowo ale fajnie wpasował się w kalendarz ten nasz wariacki event :).


pełnia księżyca jak na noc Kupały przystało :)
z daleka wygląda jak UFO
przerwa techniczna
5:25 rano, tak wita dzień
 prawdziwy enduroonanista ;P