Fakty z przeszłości cz. 1

CZ 125/516
Zacząłem od motorynki najlepszego kumpla. Z czasem dosiadałem większych sprzętów ale zawsze były to konstrukcje wiekowe, technicznie kulawe a w dodatku nie moje. Jakieś simsonki, wueski, eshaelki, emzetki. Wśród tych szaraków (naprawdę je cenię i cenić będę!) pojawiła się jednak perełka, moja własna CZ Cross 125/516! Bardzo miło to wspominam, wtedy posmakowałem jazdy terenowej, choć tak naprawdę to terenu do prawdziwego offroadowego pomykania u moich dziadków pod Lublinem było raczej jak na lekarstwo. Tak czy inaczej, jazda crossówką zażarła tak jak powinna i dziś widać tego efekty 😉. 
Za to moim pierwszym japońskim, szosowym sprzętem była Honda Shadow 500 z połowy lat 80. Na niej, wraz z żoną (wtedy moją dziewczyną) byliśmy na zlocie w Giżycku. Fajne klimaty, masę wspomnień 😊. 
Po Hondzie, która została sprzedana bo przypilił brak kasy, nastąpiła nieznośnie długa przerwa. Trwało to parę ładnych lat aż wreszcie, za oceanem, ryjąc nosem w obcej ziemi, dorobiłem się wyczekiwanego cacka. Nie całkiem świadomie się to potoczyło, bo przez przypadek znalazłem fajną ofertę na eBayu. Nieśmiało napomknąłem o tym szanownej małżonce i o dziwo szlaban się otworzył 👍. Cztery godziny jazdy do Delaware i już ładuję na pakę Husqvarnę CR 125 z 2004 roku. Sprzedawca, dziadek z aparatem słuchowym, jakiś stary fan offroadu, chyba zrobił wtopę z zakupem tego moto. Pojeździł nim (jak sam powiedział) ze trzy godziny i dał sobie spokój. Faktycznie, Huska wyglądała na nówkę a po jeździe próbnej nabrałem pewności, że właśnie szykuje się największy come back od czasów wskrzeszenia Łazarza 😆. Mój come back do motocykli!!!
Huska CR 125 z 2004r.
Kiedy jednak minął okres fascynacji nową zabawką, czyli po jakichś paru dniach łażenia wokół niej w garażu, pojawiło się pytanie. Gdzie ja będę tym jeździć??? 
I tu zaczęły się schody...
c.d.n.