Robim, co możem!


Co tu dużo mówić - powrót do "tego" sportu nie wyszedł mi okazale. Można nawet stwierdzić, że doszło do blamażu. Usprawiedliwienia są i to bardzo logiczne. Niesmak jednak pozostaje i gdzieś tam podgryza honor, choć boleści z tego powodu nie zamierzam mieć. Tym bardziej, że jeszcze będzie dobrze 🤘. 

Za wiele sobie nie obiecywałem. Było jasne, że 9 długich lat bez jazdy endurakiem odbije mi się czkawką. Masa czynników po takim czasie działa na niekorzyść. Nie może zatem dziwić moja słaba forma i problemy z adaptacją na nowej furze. A te były kolosalne. Ale po kolei...

Zacznę od tego, że przygotowałem się godnie. Wszystkie zakupy jakie poczyniłem na okazję powrotu do offroadu okazały się trafne. Buty, protektory, kask, odzież - wszystko pasowało, rozmiary były odpowiednie i generalnie czułem się w nich dobrze. Inna sprawa, że brałem poprawkę na to, że dobieram owe dobroci do nieforemnego ciała jakim aktualnie dysponuję. Dlatego tu i uwdzie coś mnie jednak trochę nienaturalnie opinało. Z chęcią się z tym nie pogodzę i postanowię zrzucić parę kilo. Zobaczymy jak to wyjdzie...

 
Planowałem wyjechać o 6 rano ale wieczorem pękło kilka piwek więc szósta okazała się za dużym wyzwaniem. Koło 8am obudziła mnie małżonka z pytaniem:
- " I co, jedziesz?"
Do tej pory nie wiem czy był to wyraz jej zaangażowania w plan mojej wyprawy czy raczej wypomnienie wspomnianego poprzedniego wieczoru i "kilku piwek" 😏. Nie ważne. Ważne, że wstałem i odpaliłem mojego "starego Stara" objuczonego Yamaszką oraz całym ekwipunkiem. 

Prawie trzy godziny telepałem się do "legendarnego" St Clair. Dzień wcześniej wykupiłem sobie permit na jazdę po terenach Famous Reading Outdoors przez cały rok. Myślę, że to w miarę rozsądny deal. Trochę ponad dwie stówki na sezon za dostęp do legalnego śmigania na dużym obszarze. W dzisiejszych czasach warto za taki luksus zapłacić parę złotych. Dlaczego tak mówię? Bo realia się zmieniły. Kiedyś jeździło się tu "na dziko", szabrowało bo była fantazja. Co prawda nigdy z zamiarem narobienia komuś szkody ale mimo wszystko ze świadomością, że wbijam się w status nieproszonego gościa. Co było to było, dziś jest możliwość uniknięcia tego typu kłopotów więc je omijam. Nie ma wtedy strachu, że ktoś się przypieprzy, że auto zaparkowane na prywatnej posesji i nie wiadomo czy się je zastanie po powrocie z terenu. Poza tym jest fajny parking, jest rampa do ładowania quadów/moto, jest myjka ciśnieniowa i w razie czego ekipa, która może wspomóc gdyby wydarzyło się coś niespodziewanego. To mi się podoba...

Na bramie powitała mnie sympatyczna dziewczyna, zeskanowała kod z emaila i życzyła miłego dnia.

Ubierałem się jak zwykle bez pośpiechu, celebrując każdą następną warstwę przyodziewku. Lubie tak sobie "czilować" jak jestem sam. Od zawsze tak miałem. To rodzaj rytuału, który ma być swoistym protestem przeciwko codziennemu pośpiechowi. 

Już po pół godzinie, ugoszczony Red Stripe'm x 3 byłem gotów do ataku 💪. Odpaliłem furę i widowiskowe "pyr, pyr" po ubitej glinie... okazało się prawie nie do wykonania! Nie mogłem zmienić biegu!!! No, po prostu! Odzwyczaiłem się od jazdy w "betonowych bucikach"... 😵
Gaerne SG-12, to kultowe chodaki, które przekonały mnie dużą ilością plastiku wokół piszczeli. Powiedziałem sobie, że moja lewa noga albo będzie śmigać z najlepszym możliwym zabezpieczeniem albo nie będzie śmigać w ogóle. Po prostu dwie ostatnie kontuzje i późniejsze operacje uczyniły ją praktycznie bezużyteczną nawet do joggingu a co dopiero mówić o sportach ekstremalnych 🥴...

Jak sobie przypominam, to miałem w "terenowych" butach jeździć nawet na "Sztylecie" ale nie jestem konsekwentny. Teraz, po wczorajszym doświadczeniu w terenie, doszło zwątpienie w taki układ. Te buty są tak twarde, że nie wiem czy się "rozchodzą". Zabiły mi czucie w dolnych odnóżach, czego się nie spodziewałem bo nigdy wcześniej nie wystąpił u mnie taki problem! Musiałem też zamówić do nich ponadwymiarowe paski do klamer bo przy tych fabrycznych nie mogłem dopiąć cholewy na lewej nodze. Opuchlizna między kolanem a kostką do dziś jest tak duża, że noga "uwięziona" w bucie chce eksplodować 😬. Trochę pomaga noszona na codzień skarpeta uciskowa, więcej zrobić się nie da...

Szkoda, że nie miałem kamery na kasku. Ona co prawda nie odczytuje ciśnienia krwi i stężenia trójglicerydów ale chyba poprawnie zarejestrowała by mój sakramencko ciężki oddech i szlochy przeplatane soczystą klątwą. To była zapaść, tyle, że karetka się o tym nie dowiedziała bo byłby OIOM 🥵.

Nie mogę powiedzieć, że to była przyjemność. To była mordęga. Natomiast ze starych czasów zostało mi tylko jedno ale za to najważniejsze - "kocie ruchy"💪😎. Mimo kilku podbramkowych sytuacji nie dałem się zaskoczyć. Gdzieś ten zmysł, który błyskawicznie pozwala ocenić a poźniej właściwie zareagować nadal jest w szerokim wachlarzu moich możliwości 😝. A to jest absolutny mus w tej zabawie! ☝

Zrozumiałem, że do nowego moto i odziewku muszę przywyknąć, jak zawsze. Trzeba odzyskać kondycję przez zredukowanie wagi. Zredukować wagę, natomiast, mogę przez zmianę diety i ograniczenie chlania. Do zrobienia... 🙂


ładne ale nie "łaskawe" 😆

-------------------------------

Druga jazda już mnie cieszyła. Trochę pozmieniałem w ustawieniu motocykla. Pogrzebałem lekutko przy zawieszeniu (na pierwszej jeździe było zbyt agresywnie i twardo) i zmieniłem położenie dźwigni zmiany biegów. Dzięki temu lepiej czułem sprzęt a trakcja była naprawdę zadowalająca. Powiem więcej, ani razu nie zdarzyła się jakaś niespodzianka ze strony zawiechy, chociaż po rozgrzaniu organizmu zacząłem poczynać sobie bez kompleksów ✌. Nadal potrzeba wielu godzin jazdy na motocyklu i abstynencji w weekendy aby poczuć swobodę ale było na prawdę spoko, jak na drugi raz po "wysiedleniu z jazdy terenowej".

Silnik w mojej Yamasze ma typowo sportowy charakter. Jest bardziej nerwowy niż to było w KTM 250 XCF, którego kiedyś ujeżdżałem. Tam było bardziej przewidywalnie, trochę przyjemniej oddawał moc w każdym zakresie. Tu jest bez kompromisów. Łatwiej go wprowadzić do galopu ale i łatwiej przydusić na niskich obrotach. Jest bardziej "zero-jedynkowo" i do tego trzeba się przystosować aby móc korzystać z jego mocy bez zawahania.

Co do YZty to jak zwykle na akcesoria i "bzdeciki" poszło pewnie ze dwie tygodniówki, choć obiecywałem sobie, że nie dam się wpuścić w wydatki, które nie są niezbędne. Wyszło jak zawsze... Poczynając od aluminiowego skid plate, przez oświetlenie przód/tył, do zestawu oklein na plastiki. Jak małe dziecko... 😇

Las jak las 😜

Wracając do "drugiej rundy" na FRO - zmieniłem miejsce parkingowe na główny plac mieszczący się w Darkwater. W porównaniu z St. Clair więcej tu płaskiego terenu jeśli chce się popróbować sprzętu, chociażby go dotrzeć. W lesie, ciężkim terenie to nie do końca dobry pomysł dlatego przemieściłem się i to był dobry ruch.

Oprócz otwartych przestrzeni blisko parkingu jest oczywiście, przede wszystkim, piękny system ścieżek. Powiedziałbym, idealnych do weekendowej jazdy endurowej 😊. Trudność techniczna szlaków jest zróżnicowana, co jest bardzo fajne. Są lajtowe - "zielone" i "czarnuchy", na których najlepiej byłoby mieć Christini 2WD (skądinąd kozacki sprzęt z japońskim rodowodem a produkowany w Pennsylvanii). Każdy może wybrać jaki styl chce uskutecznić. Ja jechałem po prostu przed siebie z zamiarem dotarcia do pobliskiego miasteczka, w którym na części ulic jest dozwolony ruch pojazdów niezarejestrowanych. "Sołtys" Minersville jakiś czas temu wydał takie rozporządzenie, które ma być ukłonem w stronę rzeszy offroadowców, którzy chętnie przekąsili by coś ciepłego, zatankowali pojazdy i nacieszyli oko widokiem miastowych dziewcząt 👧😁.

Co mnie zdziwiło - nie było gęstego ruchu na trasach. Najczęściej mijałem SxSy, czasem quady i chyba najrzadziej motocykle. Z drugiej strony jadąc samemu nie czułem się jak rozbitek bo w razie czego ktoś co jakiś czas się pojawiał na horyzoncie. Nie zauważyłem nikogo kto by "fisiował", "mordował śmierć" itp. Generalnie spokój i tony jazdy... 👌

Nie dane mi jednak było napoić się  i pożywić bo czasowo byłem do tyłu. Zacząłem dosyć późno, potem dłuższy czas eksplorowałem las, który był najbliżej parkingu i dopiero potem wjechałem na ścieżkę do miasteczka. Obawiałem się, że obsługa po 5pm zamknie bramy i pójdzie do chałupy a ja zostanę, jak ten głupi, na parkingu do następnego dnia. Okazało się, że powrót (znając już trasę) poszedł jak po sznurku i zameldowałem się przed czasem. Była jeszcze garstka ludzi, którzy już się zbierali. Spakowałem wszystkie swoje "bambetle", "Djobła" wtachałem na pakę i pognałem ku zachodzącemu słońcu, wyznaczającemu drogę do centrum wszechświata - Lincoln Park, NJ ✌.

To był fajny i obiecujący lepszą przyszłość, dzień... 👍 








tapetka dla osłody 😜

Czego to ludzie nie wymyślą 😜

Trafiłem na to przy okazji szukania skarpety na tylny amortyzator. Koleżka ogarnia jeszcze inną, dużo bardziej kuriozalną robotę 😄.

@lifeofliamreid You guys can use any can you want as long as its a tall can not 12oz! #HausLabsFoundation #lifeofliamreid #mx #enduro ♬ BIG MAD - Ktlyn

Powrót na stare śmieci 👊

Aż tak bardzo nie bolało, mnie przynajmniej. Małżonka zdaje się też nie odczuła dyskomfortu więc luz 😉. Mechaniczna istota choć wyczekiwana od dawna zapełniła garaż dosyć niespodziewanie, trzeba to przyznać.

Co ciekawe, dałem już zadatek na KTMa. Byłem umówiony w Solid Performance, że w ciągu tygodnia przygotują maszynę do odbioru. W ostatniej chwili doczytałem jednak, że w rocznikach 23/24 występuje problem z przekonstruowaną ramą. Dlatego odpuściłem, choć cena zachęcała pokaźnym rabatem. W decyzji pomógł mi Borowik bo potwierdził, że w jego motocyklu z rocznika 2023 zawieszenie pracuje bardzo topornie. Jednocześnie nie mógł się nachwalić Yamahy, która wg niego ma idealny zawias KYB. Biorąc pod uwagę, że "niebieska" była jedyną alternatywą dla KTMa kiedy planowałem zakup, nie mogło być lepszego bodźca niż jego porada. Znalazłem odpowiednią sztukę w Wheel Sport Center, dealera w NY, jakieś 40 min jazdy ode mnie. Proponowali dobry deal bo była obniżka na rocznik 2024 o $500 i do tego będąc rezydentem New Jersey nie musiałem płacić podatku przy kupnie ✌.

Całkiem sprawnie obrobiliśmy się z papierami i w strugach deszczu wtaszczyłem motocykl na rampę. Desperacka walka z pasami trwała dobre 10 minut więc wlazłem do auta jak prosto z wanny 😑. Do wczoraj cała tapicerka śmierdziała butwiejącym nalotem bo przez cały tydzień nie mogłem ze względu na ciągły opad wywietrzyć szoferki.
Już w garażu oglądając i głaskając motóra podłączyłem moduł do sterowania mapami zapłonu i wtrysku z poziomu telefonu - fajny bajer 😊. Zrobiłem do tej pory kilka rundek po ulicy ale oprócz trochę kwadratowej jazdy nie zaznałem wielkich uniesień bo nie chcę robić chlewu sąsiadom. Co mogę powiedzieć o sprzęcie? To co w tym przypadku można powiedzieć - "nówka sztuka, nie śmigana!"

W czterech sklepach internetowych już się krzątają z zamówieniami ode mnie. Upuściłem krwi z portfela i już niedługo będzie bombardowanie paczkami z akcesoriami. Sporo tego, nawet więcej niż zawsze, trochę mnie poniesło. Ma prawo, parę długich sezonów rozłąki wywołało wrażenie niedosytu i teraz będzie tego żniwo. Ze dwa dni zajmie mi montowanie tego całego ustrojstwa. Że o butach, które są w drodze, nie wspomnę. Szarpnąłem się na Gaerne SG12, kultowe chodaki znalezione na SALE'u. Budzą moje zaufanie bo mają sporo plastiku wokoło piszczeli a to ważne szczególnie dla mojej lewej nogi 😓.
Strój wierzchni mam gdzieś jeszcze nowy, w paczce się ostał. Kask pożądny jest, ochraniacze dobiorę. Wstępnie mam plan wystartować na docieranie za trzy tygodnie. Wykupię jednodniowy pass na AOAA albo nawet roczny abonament na tak miły mi FRO. Tam hektogodziny wyjeździliśmy przecież, niebo pod kołami, same dobre wspomnienia👏. No i Lost Trails, tak samo zacne miejsce choć dużo skromniejsze areałowo. Coś się wymyśli... Do końca roku jest też parę eventów Dual Sport, z Hammer Run na czele. Już "wiszą" one wszystkie w moim kalendarzu. Nawet nie będę się zastanawiać, muszę tylko "transport" dopracować bo jemu już dawno przysługuje emerytura a ja ciągle gonię go do roboty 😎.
Jednym słowem - cieszę się na to wszystko jak każdy zdrowy chłop w kryzysie wieku średniego 💪😁. Niech żyje brak rozsądku!!! ✌

P.S. No i oczywiście znów będę mieć możliwość uzasadniać postami "offroadowość" tego bloga ☺.

niebieski "Djobeł" 👹

Widać błotnik - jest dobrze 😜

Szlachetne geny (jazda testowa MV Agusta)

Pojazdy MV Agusta raczej rzadko spotyka się na drodze, a tym bardziej na bezdrożach. To są drogie motocykle z niewieloma punktami dilerskimi w Stanach. W Belleville, NJ jest jeden, potem na mapie pustka. Kiepścizna... 👎

Ta włoska, utytułowana w sporcie marka ma coś w sam raz dla tych co lubią posiąść nietypowe rzeczy nie zawracając sobie głowy wyliczaniem współczynnika opłacalności danej inwestycji. Irracjonalne? Oczywiście! Najlepiej smakuje to z owocami morza, drogim winem i kimś, kto jak zwykle poklepie po ramieniu. Dlatego zawziąłem się, żeby przez chwilę też móc popróbować tego "miodu" 😉.

LPX jeszcze jako Lucky Strike

Na Facebooku Motorcycle Mall zamieścił post ze zdarzeniem DEMO RIDE. Byłem już na Suzuki, na Yamasze, Indianie i widziałem jeszcze więcej ale generalnie nic zaskakującego. Natomiast MV Agusta to jednak inna bajka. Nie powiem, żebym miał dreszcze ale szykowała się całkiem ciekawa konfrontacja...
Sugerowali żeby być trochę wcześniej niż zaczyna się akcja. Po to żeby zająć sobie miejsce w kolejce bo kto pierwszy ten lepszy. Pojawiłem się "na styk" i poczułem co znaczy powściągliwość w porannej mustrze. Zabukowałem jazdę dopiero na 2:30 po południu czyli zjebałem sobie co najmniej pół dnia. Zdarza się, nikt od tego nie umarł więc... 😏.

Mój pierwszy wybór, jeszcze na etapie analizy przed kompem w domu to był Turismo Veloce.  Motocykl trochę podobny w charakterze do mojego "Sztyleta" choć przeznaczony bardziej pod turystykę ze względu na owiewkę. Zmieniłem jednak plan kiedy doszło do mnie, że oferowany będzie LXP Orioli czyli nie lada gradka dla ADV świrów. Wyprodukowano jedynie 500 sztuk tego cacka więc tym bardziej "trzeba". Silnik, tak jak to w MV Agusta, trójka w rzędzie - wspaniale. Będzie możliwość sprawdzenia czy w takim podwoziu jednostka o tej charakterystyce ma sens. Mówiąc szczerze, gdy dotarły do mnie plotki o ADV z silnikiem CP3 doprowadziły mnie do mokrych snów. Yamaha oficjalnie do tej pory niczego nie potwierdziła ale nawet jeśli przejechałbym się czymś innym o podobnej filozofii technicznej to dawało by to jakiś obraz jak mógłby prezentować się wysoko zawieszony, trójcylindrowy turystyk 👀.

No i wreszcie siadłem 😎. Wysoko oczywiście ale na palcach dotykałem ziemii obiema stopami. Czyli znośnie. Próbowałem zmienić tryb jazdy na Sport ale nie mogłem na szybko przebrnąć przez mocno rozbudowane menu na dużym, efektownym ekranie. Pan z obsługi dodał, że nie będzie mi to do niczego potrzebne. A byłoby bo chociaż na krótką metę, to mógłbym sprawdzić dynamikę sprzęta wiedząc, że to jego max. Trudno, pojechałem na trybie Touring.

Dumny ze "swojego" sprzęta Edi
Reakcja na gaz typowa dla "trójki", czuć "mięsień" od dołu. Zbiera się równo i przyjemnie, nie ma wrażenia nerwowości choć samo prowadzenie ujawnia swój charakter już na pierwszym skrzyżowaniu, kiedy moto wymaga trochę siły, żeby wpuścić je w skręt. To zapewne ta "dwudziestka jedynka" na przodzie. Potwierdza mi się zatem myślenie, że nie brałbym w przyszłości nic z dużym przednim kołem bo tak na prawdę przydaje się ono przede wszystkim w ciężkim terenie a od tego są lekkie, sportowe endurówki, tak to widzę.

Sprzęcior jest wykończony i wygląda tip-top. Także cena jest z tegoż "kręgu". Moto w każdym szczególe pokazuje swój królewski rodowód. Trudno się oprzeć temu urokowi, chociaż kiedy wraca trzeźwy umysł pojawia się pytanie - "co z niezawodnością, co z obsługą serwisową, co akcesoriami?" I na to pytanie nie znam odpowiedzi ale w każdym z tych zagadnień może pojawić się jakiś "haczyk". Bo to przecież Włoch pełną gębą a z nimi wiążą się różne historie... 😏 

Ogólnie za krótki to był dystans żeby sprawiedliwie ocenić ten motocykl. To była raczej przekąska niż smakowity obiad. Tak to już jest na jazdach testowych - zrobić małe kółko wokoło komina, pstryknąć fotkę i tyle. Ale warto było, chociażby po to, żeby choć chwilę poobcować z tą kultową marką i bardzo rzadkim motocyklem jakim jest MV Agusta w limitowanej wersji ku czci wielkiego wojownika motosportu, jakim był swego czasu EDI ORIOLI 👏. 

P.S. Ciekawostka - zaraz po jazdach zawisła na tym moto kartka "SOLD". Widziałem pana w wieku, który określa się jako "midlife crisis" wraz z jego wyjątkowo uroczą towarzyszką 👸. Towarzyszki wartało pozazdrościć, ale portfela nie mniej...




Nie FINAL ale COUNTDOWN to na pewno!!!

Jakie to głupie pomyślałby ktoś mądry... Jest 3:45 rano, wyspać by się należało a on z boku na bok bo kmini, że już za cztery godziny na drugim końcu świata zacznie się SEZON ŻUŻLOWY!!! 😀
Dosyć tego padołu! Igrzysk nam trzeba, igrzysk!!!
Zacznie się od Memoriału im. Bronisława Idzikowskiego i Marka Czernego czyli wydarzenia, które jest jednym z najstarszych w kalendarzu tej dyscypliny sportu motorowego. Obsada w Częstochowie będzie jak zwykle zacna, choć do składu Speedway Grand Prix jednak nie porównywalna, mimo kilku wspólnych nazwisk. Najważniejsze, że zawarczą i się poprzepychają przed startem ligi. A zaraz potem co będzie? Jak co wiosnę zacznie się rumor wśród kibiców i gorączka w klubach. No i jak tego nie lubić?! 😎

 



UPDATE:
Po pierwsze, budzik zerwał mnie o godzinę za wcześnie względem rozpoczęcia zawodów. Mądra głowa nie wzięła pod uwagę, że w Polsce nie było jeszcze przestawienia czasu 😜.
Po drugie, ściganie choć na poziomie, jak to często się zdarza, przegrało z pogodą. A szkoda bo przerwanie żużla, przy jego wrodzonym napięciu jest jak, nie przykładając, przerwanie "spółkowania" 😅. Trzeba się jednak cieszyć "z wejścia" a to było całkiem udane wg mnie. Gratulacje dla Doyle'a i tych co uplasowali się za nim! Doyle'owi dodatkowo należy się jeszcze pozazdrościć. Szczęście to jest coś czego na wędkę złapać się nie da a on je dziś po prostu miał. Rzecz tyczy się ostatecznego rozstrzygnięcia o zwycięstwie, które przypadło mu dzięki losowaniu. Czyli co nie dojechali to dolosowali 😉. A skoro zasady "fair play" nie zostały tu w żaden sposób podeptane to przyklepujemy to jak jest! 👍


Wyniki:

1. Jason Doyle – 8 (2,3,3)
2. Bartosz Zmarzlik* – 8 (2,3,3)
3. Leon Madsen – 7 (3,2,2)
4. Maksym Drabik – 6 (3,0,3)
5. Brady Kurtz – 6 (3,2,1)
6. Norbert Krakowiak – 5 (2,3,0)
7. Kacper Woryna – 5 (2,3,-)
8. Fredrik Lindgren* – 5 (w,2,3)
9. Mikkel Michelsen – 5 (3,1,1)
10. Mads Hansen – 4 (0,2,2)
11. Rohan Tungate – 4 (1,1,2)
12. Tobiasz Musielak – 4 (1,1,2)
13. Oliver Berntzon – 2 (1,0,1)
14. Steven Goret – 2 (1,1,0)
15. Kajetan Kupiec – 1 (1)
16. Anton Karlsson – 0 (u,0,d)
17. Gleb Czugunow – 0 (0,0,d)
18. Kacper Halkiewicz – ns

*- zawodnicy, którzy w tym roku będą reprezentować Motor Lublin 💛🤍💙𐂉

Trwam 😉

Wiem, że blog nie ma obserwujących. Już teraz nie ma ale byli. Na początku w ogóle nikt o tym nie wiedział więc miałem swobodę wynikającą z tego faktu. Pławiłem się w swoich przemyśleniach nawet jeśli nie były one nie wiem jak poetyckie. Wstydu też nie czułem bo nigdy nie aspirowałem do miana najlepszego w tej dziedzinie. Ogólnie rzecz biorąc kameralnie było bo taki był mój zamysł. Coś w rodzaju pamiętnika motocyklisty, do którego oprócz mnie mieliby dostęp bohaterowie moich przemyśleń, o ile by ich to zainteresowało. Oczywiście brałem pod uwagę to, że mogą się dokopać do Enduroway osoby postronne, które jakimś cudem znajdą to w wyszukiwarce. Tak czy inaczej pisać o tych naszych przygodach było jedną z największych moich przyjemności. I trzymam te wspominki jak jeden z najwiekszych skarbów mojego życia. Bo wszystko przemija a pamięć nie jest wieczna...