Na St Clair nie mogli pojechać chłopcy Lindenowcy bo srogi szef zaprzągł ich do kieratu w weekend. Tzw. robota "na wczoraj". Nieźle, co? Glaca wkurwiony był kosmicznie ale co zrobić, jak mus to mus. Pojechaliśmy więc z Maxem sami jego "cudmobilem". Ma ciężarówkę z dużą budą i (jak się okazało po ostatniej ustawce) czterech ludzi, motocykle oraz osprzęt podróżuje po królewsku. Miodzio!
Jako, że mój GPS nie miał chęci ciągnąć na rozładowanych akumulatorkach (wcale się mu nie dziwię) pojechaliśmy w dobrze mi znane miejsce, co gwarantowało, że wrócimy bez komplikacji do auta. Jeździliśmy trasą od dawna "obcykanego" loopa, po drodze jednak troszeczkę go rozbudowując. Doszło parę fajnych miejsc, jakieś kamienie, potoczki, podjazdy. Minus jest taki, że nie mam zapisanego śladu ani fotek więc dojechać do nich ponownie będzie trudno. Uderzam się w pierś, że nie zadbałem o sprzęt przed jazdą :(.
Na osłodę jest filmik zmontowany przez Maxa, wrzucam go z przyjemnością :).
Enjoy!