Enduro Barboorka na Klarze

Gdzie najbardziej pasowałoby pojeździć w imieniny Barbary? Proste - na kopalni :). Nawet jeśli tereny Reading Anthracite to tylko umownie kopalnia :).

 Zebrała się na tę okoliczność zajebista paka. Siedmiu chłopa z trzech wsi - Garfield, Linden i Chatham.
 Pojechałem z rana po Glacę, potem wpakowaliśmy się do Maxowego "Kurorta" i ruszyliśmy na St Clair.

 Zaczęliśmy po dziesiątej, temperatura była akuratna choć rozruszać się było trudniej niż w lecie. Po jedenastej zadzwonił Józek że są już na parkingu więc wróciliśmy z lasu im na powitanie ;P.
 Nowa (dla mnie) twarz to Andrzej z czarnym jak smoła zakapiorem. Mówię oczywiście o jego motorze, Katoomie 505. Od razu dopadły mnie wątpliwości ale ugryzłem się w język, nie chciałem zapeszać. Przecież jak ktoś naprawdę dobrze śmiga to i crossowej półlitrówce da radę w trudnym terenie... Nie ujechaliśmy daleko i trzeba było sobie powiedzieć wprost. Jędrek z "połówką" zostaną tam gdzie zastali szlaban a reszta ruszy dalej. Widać, że chłop ma papiery na jazdę, potrzeba mu tylko... No właśnie, wg mnie są trzy możliwości:
 - będzie się starać i wreszcie da radę
- będzie się starać
- na pewno da radę jeśli kupi enduraka

 Dzięki mojej uprzejmości (jeśli wiedzą co chcę powiedzieć ), jeszcze przed powrotem na parking znaleźliśmy fajną ścieżkę, będącą pewnie pozostałością po zawodach, które lubią się odbyć na tych terenach. Tym samym była ona pierwszym etapem wspólnej jazdy po tym jak wydarliśmy już w pełnym składzie. 
 Na "dobry początek" Józek gubi GPSa. Mnie krew by zalała i wrył bym się w ziemię żeby go znaleźć. Nie wiem co on se tam pomyślł ale gestem nie znoszącym sprzeciwu nakazał kontynuację. Gorycz mnie przeszyła ale cóż, pojechaliśmy...
 

 Od startu starałem się coś nakręcić, zrobić coś z nowej kamerki. Dałem dupy tyle samo co i ona. Nie warto było spuszczać się i zapisywać początku bo wtedy wszystko idzie jak po grudzie. Szkoda miejsca na karcie i szkoda... BATERII... Co za chujoza z tym akumulatorkiem GoPro!!! Jeszcze nie zdążyłem pojąć jak efektywnie wykorzystywać jego wątpliwą żywotność. To jest k... jakiś koszmar... Nie wiadomo czy trzymać go na "standby" czy wyłączać, żeby oszczędzać energię. Jak zostawię na czuwaniu to źre prąd i zaraz pada. Jak wyłączę to nie zdążę spowrotem włączyć jak będę chciał coś fajnego uchwycić! Co za gówno!  I tym gównem muszę się tłumaczyć z tego, że nie nakręciłem najciekawszych scen dnia, chociażby jak Tomcio z Józkiem zapierniczają wheelie :/. Co się odwlecze to nie uciecze, z czasem dojdę jak operować "prosiakiem" żeby było dobrze.

 Niby jakiegoś planu minimum na ten dzień nie było ale zajawka na loopa z zawodów w Tamaqua się pojawiła. Można było tam dotrzeć dawną drogą ale jaki w tym sens? Tych "autostrad" mam po dziurkę w dupie i dlatego trochę na przekór dawnemu śladowi robiłem skoki w bok. Deczko żeśmy na tym stracili jeśli chodzi o czas ale zyskali jeśli brać pod uwagę rozpoznanie w terenie.

 Zrobiliśmy stopa przy jakimś sklepiku na zadupiu ale jegomość boss zaznaczył, że igramy z cierpliwością lokalnych szych. Sąsiednia działka to posiadłość jakiegoś pana policjanta, który na pewno nie byłby nam przychylny. Gęba sama mi się skrzywiła bo pojąłem, że przed chwilą naruszyliśmy mu "dywanik" na obejściu. Dlatego nie ryzykowaliśmy, ile było trzeba pojechaliśmy dalej po asfalcie i przy pierwszej okazji odbiliśmy znów w krzaki :).

  Loopa nie udało się zrobić, zostawiliśmy to na następny raz. Nie było sensu bo czas był zaawansowany a do samochodów wystarczająco dużo drogi. Wyliczyliśmy, że powinniśmy dotrzeć tam zanim się ściemni.

 Przejechaliśmy "starą" RT 209 jak zawsze i jak zawsze kierowaliśmy się w stronę "power lines" (traktów linii elektrycznej). Jakieś pół godziny i bylibyśmy na miejscu. W międzyczasie jednak nastał fakt, który poukładał wszystko do góry dupą :). Józek zboczył na bardzo wymagający kamienny szlak. Stałem wtedy na obniżeniu i widziałem jak brnie. Wiedziałem co nas czeka ale co miałem zrobić? Wysłać mu fax??? Przeżegnałem się i ruszyłem za sznureczkiem straceńców.
 Nastąpiło to co musiało nastąpić. Totalna bezradność w obliczu żywiołu jakim jest ten szlak. Nie wiem ile to trwało. Leciały ch... a zarazem podziw dla Józka, że przedarł się przez to jak wariat i jest już gdzieś gdzie my chcielibyśmy być.
 Męczyliśmy bułę bo nie było wyjścia. Noc się zrobiła, Joseph słał smsy, że na nas czeka a tu końca nie widać. Jakoś wreszcie wyszliśmy na prostą. Powerline'ami toczyliśmy się już do celu.
 Światło miałem takie, że karbidówka z Harleya rocznik 1918 biła by je na głowę. A miało być tak pięknie bo zamówiłem se przecież przeżarówkę z przekatalogu :/. Decyzja zapadła - biorę LEDa na kask i ciul, nie ma dziadowania!

 Wracając jeszcze do teatrzyku z drogi powrotnej - na podjeździe co można by go w telewizorze pokazywać Tomcio spalił sprzęgło. Historia lubi się powtarzać dlatego znowu było holowanko :). Beduina podpięliśmy do Huski Jacksona i w atmosferze zrozumienia dotarliśmy do samochodów :).

 Glaca stracił tylne światło i pokiereszował błotnik. Max postradał osłonki manetek. Józek zgubił GPSa. Tomcio jak wyżej. Jackson podobno narzekał, że naruszył żebra. Straty zatem były, nie da się ukryć. Idę jednak o obcięcie własnej końcówki, że każdemu się podobało :).
 Ciąg dalszy na pewno nastąpi. Nastąpi połączenie zjednoczonych sił! Nastąpi reaktywacja! Nastąpi trzęsienie ziemi!!! Szykują się dobre jazdy, ja Wam to mówię! The Boys Are Back In Town!!!

P.S. I na pewno następnym razem nie odpuścimy sobie boczusia na ciepło, I promise ;P.

Max kręci Glacę

gdzieś koło 11 o'clock
wygląda jakby srak mi naptał ale to tylko błoto :)
przystanek
siedmiu krasnoludków tylko, że pięciu ;P
Tomcio - autoportret
urocze zakątki zadupia
"boczek checkpoint"
dożywianie, ciąg dalszy
podróż za jeden uśmiech (Glacy)

mój pierwszy klip z GoPro HD2