Motorcycle Show

Ten sprzed trzech, bodajże, lat był całkiem ciekawy, prawie tak ciekawy jak w moim rodzinnym Lublinie :). I wcale się nie nabijam, tam naprawdę było co pooglądać! Tu w Stanach panuje jednak całkiem inny klimat.
 W Polsce sprzedawca się płaszczył bo uhandlować cokolwiek to sztuka. Tutaj kto ma kasę (a większość jak chce to ma) idzie i bierze to co jest pod ręką. Raz tego użyje i latami potem stoi w garażu. W kraju jak się coś bierze to nieraz na całe życie więc klient chce być dobrze zorientowany co w trawie piszczy. Każdy zakup to oglądanie, wąchanie i bycie cwańszym żeby nie dać się zrobić w h...
 Ameryka jest dla bogatych i próżnych, tu wszystko przechodzi bez wgłębiania się w temat, wystarczy zeskanować kartę kredytową. Dlatego miałem wrażenie, że nie ma ciśnienia na promocję. Dwa inne światy i inne realia... OK, nie o tym jednak miałem pisać.

 Nie było chętnych na niedzielny wyjazd do NYC więc zabrałem córkę. Interesowało ją to tyle co i wczorajsza kolacja ale przystała na moją propozycję.
 Dobrym wyjściem było kupienie biletu przez internet, oszczędziliśmy sobie kolejki przed kasą.
 No i znalazłem wreszcie aparat, a raczej Glaca znalazł w swoim samochodzie, wiec mogłem cyknąć parę fotek.

 Szczerze powiedziawszy to poszedłem raczej dla zasady, bo konkretnie to nie miałem jakichś planów na zwiedzanie. Jedynie co, to chciałem obejrzeć sprzęty które widziałem wcześniej tylko w katalogach a podobały mi się i teoretycznie byłyby w moim zasięgu gdybym myślał o powiększeniu dobytku ;).
 Udało się to połowicznie bo wybór był skromny. O KTM Freeride 350 np. mogłem se pomarzyć bo nawet stoiska firmowego nie zrobili, dziady. Wychodzi na to, że zadowalają się tym, że na pniu schodzi im wszystko, więc po co inwestować w reklamę?
Ok, zapamiętam to sobie...

 Był klasyczny Triumph Scrambler, było ciekawe Kawasaki Ninja 1000, była "odświeżona" Suzuki Vstrom 650, była nowa Hondzia NC 700, nostalgiczne Royale Enfieldy :).
 Dosiadłem, o ile można tak powiedzieć, trialówkę Bety. To jest kosmos, tego zawieszenia nie da się porównać z niczym innym!

 Olka też znalazła coś dla siebie :). Wypatrzyła stoisko w sektorze Kawasaki, gdzie na wielkim ekranie używając "niby" spraya można było pokolorować wirtualny motocykl. Wyniki wysłałem na mój profil FB. To był warunek żeby odebrać czapkę firmową w nagrodę :).

 Przymierzałem też młodą do mini bike'ów. Pięćdziesiątka Hondy zdała mi się lekko za mała a 110 Kawy z kolei o pół numeru na wyrost. W każdym razie nie wiem czy reflektuje na taką zabawkę a ja na siłę nic nie zamierzam robić.

 Do jednego wniosku doszedłem po tym jak już rozpłaszczyłem dupę na tych sprzętach co mnie interesowały. Nie ma dla mnie wygodniejszej pozycji do jazdy niż oferuje Kawasaki Versys. Dla niektórych to żadna niespodzianka bo odkąd ten motocykl wszedł na rynek, mocno mu kibicuję. W 2010 zrobili "gwałtowny" retusz nadwozia i teraz wygląda po prostu kusząco. Wersji z jednolitym czarnym malowaniem mógłbym nawet lizać wydech, serio!

Pzdr :).

na straganie w dzień targowy...
szpetna to ona nie jest
eksponat na stoisku Allstate
czapki z głów!
fajna ale "krowiasta"
Arai na "adventure" w sam raz
Scrambler zaskoczył mnie in minus niezbyt wygodną pozycją do jazdy
najniższy "golas" na jakim kiedykolwiek siedziałem
taka amerykańska Pannonia ;)
to malowanie Beemy mnie rozwaliło! Cuuudoooo...
nowość z Hondy - zgrabna siedemseta
miejsce na kask, jak w rasowym skuterze :)
plan oszczędnościowy Hondy
- dźwignię sprzęgła trzeba zamówić z katalogu akcesoriów ;P
... albo używać tej małej, szarej, miniaturowej <lol>
ni pies ni wydra... mi się podoba ale czy ktoś to kupi???
pstryczek elektryczek - dobre :)
Betka, fajnie byłoby mieć :)
na 50tke chyba już deczko przy duża...
...ale na 110tke?..
za to dla tatusia Versys jest jak uszyty na miarę :)
nummy nummy ;P
czarnuch
no i weź dziecko zainteresuj motorami...

Mika Ahola...


Czerwona Honda... Niezbyt częsty widok w klasie zawodników z najwyższej półki. Bródka i długie pióra też jakoś nie całkiem pasują do "ubłoconego rycerza". No i jego żółto czerwony strój... Tak go zapamiętam... Ale przede wszystkim jego arcypiękną, przekraczającą granicę za którą jest już tylko ujarzmiona brawura zarezerwowana dla elity, "Jazdę"...
 W sumie całkiem niedawno rozpływaliśmy się z Pawikem w zachwytach, gadając co on potrafi. A dziś Baran z taką wieścią...

 Ogłosił zakończenie kariery w momencie kiedy był na samym szczycie. Dla wielu było to niezrozumiałe. "Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść" jak śpiewa Markowski... Mika wiedział...

 Jesienią ubiegłego roku rozpoczęły się testy nowych motocykli, spłodzonych od podstaw, przywołujące tym samym do życia markę JGas . Ahola miał być dla tego hiszpańskiego projektu siłą napędową i dającą gwarancję dobrego startu personą. I wszystko wydawało się być na najlepszej drodze do sukcesu...
 Jednak pewnego dnia, w pewnej sekundzie jego Anioł Stróż stracił go z oczu... Mika był za szybki... Poważny uraz jakiego doznał podczas jazd testowych, kończy się pobytem na oddziale intensywnej terapii i zabiegami, które mają uratować mu życie... Osłabiony organizm reaguje negatywnie na usunięcie nerki, które było w tej sytuacji koniecznością.

Mika Ahola umiera 15 stycznia w Barcelonie...

Mój Mistrzu! Nie żegnam Cię, mówię - do zobaczenia!!!


Mika Ahola
zdjęcia - befurious.com

--------------------------------------------------------------
AKTUALIZACJA:
Tych zdjęć nie zobaczycie nigdzie indziej! Pochodzą z prywatnej kolekcji Pawła, któremu dziękuję za jej udostępnienie.

Mika jadący po swoje ostatnie Mistrzostwo Świata!






Ciao Mika!

Z serii "trudne pytania" - ilość czy jakość?

Było nas siedemnastu, tylu się doliczyłem :). Niezła zgraja, chyba jeszcze takiej nie było. I mówcie co chcecie, a ja tam lubię takie spędy. A że nie zawsze wychodzi z tego konkretna jazda, to fakt. Z drugiej strony, zależy czym dla kogo jest "konkretna jazda". Osobiście jestem zadowolony jeśli można dobrze pogonić ale w przerwie zagadnąć, napić się wody czy bez sraczki zmienić baterię w kamerze. Na boczek też zawsze chętnie się skuszę :).
 Jak dla mnie może jechać, tak jak zeszłej niedzieli, nawet i ponad 15 osób. Grunt żeby karawana zbytnio się nie rozłaziła bo wtedy jest już gorzej. I to właśnie zadecydowało, że nie pojeździliśmy tak, żeby wszyscy byli zadowoleni. Trudno...

 W poprzedzający wieczór pracowałem nad rozbitym coverem, inaczej nie byłoby dla mnie wyjazdu. Dałem radę ale wycieki spod wyjścia przewodów ze statora jak były tak są, co za badziew ?! Bez silikonu nie da rady, trzeba będzie poprawiać fabrykę ;P.

zabieg
wysoko witaminizowana wieczerza u Proboszcza

Nie chciało mi się wierzyć jak Glaca powiedział, że na imprezę zdecydował się Jadzik. Myślałem, że postawił już kreskę na sprawie, długo trwało zanim się namyślił. Podobno pauzował bo motor miał przywalony workami z pszenicą... Jak biznes to biznes, panie...
 Zaniedbanie okupił mordęgą żeby to truchło odpalić. A jak już odpalił to chodziło jak chciało. No i jak zwykle potok pytań - "a cego sie dławi?", "a cego przygasa?". A "cego" nie przepalał przez pół roku???

szybciutki remoncik w trasie
(jakbym to był ja to nie ogonił bym się od obelg...)
na zrujnowane trzewiki też się znajdzie sposób :)

Na początku pełzaliśmy i już pierwszy większy podjazd zaskutkował półgodzinnym postojem. Zdjęcia, jazdy próbne Borowikowym cudem i "gadki szmatki". Potem w szeregu zbiórka, odliczenie - wszyscy są, jedziemy!

zawodnicy :)
Antek

Wpadliśmy na pierwszego singla i sytuacja podobna, część poleciała sprawnie a część utknęła prawie na wieki. Dojechaliśmy do Burma Rd i znowu piknik. Józek zabawiał jazdą na kole więc była chociaż jakaś atrakcja :). Z lasu dochodziły tylko jęki dwusuwa, któryś z chłopaków pewnie taplał się w jakimś bagnie, którego ja tam, szczerze mówiąc, nie zaobserwowałem. Decydujemy, że zostawiamy ogon i walimy swoim tempem.

cheeeeeese!!!

W następnym singlu ustawiam się na końcu stawki (nie wiem po kiego wała). Widzę, że jeden z amerykańców ma coś do zrobienia przy sprzęcie więc staję solidarnie za nim, nie wyprzedzam. Reszta odjeżdża gdzieś w siną dal, zaraz ich dogonimy. No, manetka dokręcona, jadziem!
 Wydarł jak wariat po tych kamieniach, powoli mi odskakiwał. Na dodatek popełniłem szkolny błąd kiedy podjeżdżałem pod taką małą, stromą górkę. Wyrwało mi moto spod dupska w kosmos. I już lecą "jeby", ludzi nie widać i nie wiadomo w którą stronę jechać. Jest jeszcze ze mną Góral na Jamasze, kręcimy się chwilę i spotykamy równie zagubionego jak my Borowika. Szukał kamerki bo mu ją zdarło z kasku. Na szczęście czekała na niego cierpliwie więc nie ma straty.
 Dzwonimy na dyżurkę, odbiera salowy Józek i umawiamy się na spotkanie. W międzyczasie dobija grupka spóźnialskich i znowu jesteśmy w pełnym składzie.
 Dojechaliśmy w okolice parkingu i... kręcenie się bez pomysłu. Jackson z nudów urywa mocowanie odmy w pokrywie zaworów. Numer z "zip ties", jak w większości przypadków, sprawdza się i naprawa nie trwa długo.

zbiegowisko przy Husce Jacksona
pan operator

Dobiega nas kiepska nowina - brak paliwa u jednego z dwusuwowców. Drapiemy się po głowach i jajach jak stare chłopy ale znajdujemy rozwiązanie. Przy autach czeka jeden z przegranych tego dnia i z jego "nieczynnego" motocykla upuszczamy "krwi".
 Krzątam się w centrum akcji ale kątem oka widzę zmarszczone czoła Glacy, Jadzika i Borowika. Dla nich to już za dużo, wołają mnie na stronę i domagają się odcięcia pępowiny. Znalazłem się między młotem a kowadłem. Z jednej strony wiedziałem, że taka jazda to nie jazda a z drugiej nie chciałem rozrywać peletonu. Wpadłem w depresję ale starałem się ukryć wszystko to co mną targa.
 Kask zakładałem z pięć minut, do motocykla podchodziłem parę razy, nie mogłem się zdecydować. Widziałem, że Borowik odjechał i stojąc na skraju lasu zjada mnie wzrokiem. Poddałem się, ruszyliśmy we czterech tak, że o mało klepisko się nie zapadło. Po dziesięciu minutach wiem, że trzeba było to zrobić. Pięknie wychodzi to zadośćuczynienie ze strony losu bo znajdujemy nowe, zajebiście piękne ścieżki! Borowikowi aż ślina skapuje spod kasku, nie może się nadziwić terenowi. Ja też mam wytrzeszcz jak raz po raz łapiemy klimat i jazda idzie jak z nut. Okazuje się, że nie więcej jak milę od asfaltówki jest taki fun, że dekiel zrywa z zachwytu!
 A wszystko to uwieczniam na "prosiaku" :). Wyszło by jeszcze fajniej gdybym nagrywał w 60 klatkach a nie 30 ale ze względu na baterię obrałem taką a nie inną strategię. Ale i to będzie niebawem opanowane bo już idą z Amazona nowe akumulatory do mojej bestii :).

gdzieś na odcinku specjalnym
test na plasyczność mięśni mimicznych twarzyska

Myślę, że tak z półtorej godziny nawijaliśmy cenne mile w tych sprzyjających okolicznościach. Wróciliśmy pod auto gdzie wsiadłem by osobiście przetestować Borowikową furę. Pojechaliśmy z Glacą w stronę góry przy Walmarcie.
 Trochę z rezerwą podchodziłem do tego sprzęta bo to przecież 300 w dwutakcie! Okazało się, że motor daje się zadziwiająco łatwo kontrolować a jednocześnie ma zapas brutalnej mocy jeśli ktoś chciałby z tego skorzystać. Dojeżdżając do przeszkody wystarczy energiczniej przeciągnąć po gazie a przeskoczysz to jak przczółka przeskakuje z kwiatuszka na kwiatuszek :). Skrzynię ma zestopniowaną jak trzeba z tym, że skok dźwigni wydał mi się nienaturalnie duży. Hamulce bez zarzutu. To co mnie urzekło to zawiecha. Na prędkości parę razy najechałem na spore kamienie a odczułem tylko głuche stłumienie i niewielką reakcję kierownicy, pięknota. Tak można jeździć! Mój koń zareagowałby o wiele nerwowiej, jestem tego pewien. Dlatego obiecałem sobie, że wkrótce będę trenować podwozie w moim czempionie.

 To by było na tyle, spotykamy się za tydzień, panowie! :)

Tomcio i Góral przy załadunku
"wzięło i odpadło" ;P


P.S. Do autorów głuchych telefonów i smsów z pogróżkami - materiał MUSI trafiać na stronę z tygodniowym opóźnieniem bo brakuje mi czasu. Dopiero w ten weekend, podpierając się chmielem, mogłem to ruszyć. Pzdr!

Historia pewnej szafki

Wchodząc ostatnio do garażu i patrząc na swój kącik dostawałem mdłości. Zrobiłem przez parę ostatnich miesięcy taki burdel, że znaleźć coś tam to była prawdziwa męka. Za bardzo nie wiedziałem co z tym począć. Posprzątać mi się nie chciało, wyrzucić szkoda, i tak źle i tak niedobrze... Wstyd bo Baran wszystko zorganizował sobie pięknie. Przytaszczył solidną szafę, na niej postawił taki plastikowy słupek z półkami i ma spokój.
 Siadłem wreszcie któregoś wieczora i zacząłem wertować ogłoszenia w necie dotyczące sprzedaży odpowiedniego mebla. Znajdowałem czasem coś w miarę konkretnego ale albo za daleko albo po nieciekawej cenie. Z używkami po jakimś czasie dałem sobie spokój, poszedłem na strony dużych sklepów i tam wypatrywałem okazji. Sytuacja podobna, jak już fajna rzecz to kosztuje walizkę pieniędzy.
 Zdecydowałem się wreszcie na małą szafkę Task Force z Lowe's. Za tą cenę, biorąc pod uwagę moje niewygórowane wymagania, to byłby dobry wybór. Pojechałem do sklepu, odszukałem towar i poprosiłem żeby zapakowano. Zapakowanoby gdyby nie to, że sfatygowany egzemplarz, który mieli na wystawce, jest jedynym na stanie. No przecież nie mogło być inaczej, psia jego mać...
 Człenio zaproponował żebym pofatygował się do najbliższego Lowe's w Paramus bo tam jeszcze mają. Wytłumaczył z grubsza jak mam jechać, ja przytaknąłem chociaż tak naprawdę to gówno zrozumiałem. Nie bywam tam za często, mimo, że to rzut beretem od chałupy.
 Wróciłem się do domu, odszukałem lokalizację przez Google Maps, "wbiłem" w GPS i nawrotka :].
 Praktycznie już po nocy zajechałem na miejsce, do dużego mall'a gdzie jednak parę razy wcześniej przecież byłem... ale Lowe'sa za "Chiny Ludowe" tam nie widziałem! I teraz jak spod ziemi też nie wyrósł! Objechałem ze trzy razy wokoło placu, przepatrolowałem najbliższy teren i się poddałem. Oczywiście pianę z pyska wytoczyłem i parę "zjebek" przypadkowym przechodniom za krzywe spojrzenie też się dostało.
 Plan na prędce ustaliłem chytry. Jak będę wracać zajadę jeszcze do Harbor Freight Tools bo to po drodze. Zdawało mi się, że widziałem tam kiedyś jakieś "cabinety".
 Wlazłem i faktycznie, jest parę sztuk, może nie żadna rewelacja ale za to w możliwych cenach. Kręciłem się, zaglądałem, otwierałem, trzeba przecież zrobić rozeznanie. I kiedy tak zamyślony wpatrywałem się w głęboką czerń jednej z szaf poczułem na sobie obcy wzrok. Podnoszę głowę i widzę, że gość stoi i łypie na mnie. Nie wyglądał na pedała ale też jakoś tak bez jasnego stanowiska ustawił mi się "face to face". A że nie wierzę ludziom chodzącym w sandałach późną jesienią, pytam:
-"Łot?"
On, rozejrzawszy się powoli najpierw w lewo, potem prawo, przysunął się do mnie jeszcze o krok. Coś mnie tknęło, jakoś nie bardzo miałem z nim przyjemność.
- "Co jest, do k**wy nędzy?"- pomyślałem.
Wreszcie półgłosem ale wydusił z siebie:
- "Chcesz to kupić?"
- "Oglądam ale może i wezmę, a co?"
Gość ponownie rozgląda się płochliwie i przygarbia jak, nie przymierzając, niejaki Tofik .
- "Zdradzę ci tajemnicę"- szepcze.
- "Hę?"
- "Możesz zrobić bardzo dobry interes."
Kurwa, albo chce mi sprzedać coś czego kupować nie wolno albo sam nie wiem, może chce jednak, żebym go zapiął?!
- "Jaki interes, man?"
- "A bo widzisz, jeśli chcesz to coś kupić w dobrej cenie, to w gazetach o tematyce offroad, o starych samochodach i podobnych, są kupony zniżkowe!" - tu już śmielej lecz dalej po cichu, zagadnął.
 Kamień spadł mi z serca... Ucieszyłem się z wiadomości o kuponie również ale przede wszystkim, że on nie w sprawie wciągania czy tym bardziej dymania... I niby mnie uspokoił ale, nie wiedzieć czemu, jak najszybciej chciałem go spławić. Nawet sprawnie mi to poszło bo jak zacząłem się jąkać po angielsku to sam, nie zwlekając, zakończył spotkanie polubownym -"take care". I rozwiał się gdzieś między półkami...
 Trochę mi było głupio bo wyszedłem sam przed sobą na buca, gość był w porządeczku, chociaż taki typowy amerykański dziwak :).

 Teraz stanąłem przed innym problemem, gdzie kupić jakąś konkretną gazetę, gdzie znajdę te kupony? Moment, w Walmarcie jest stoisko z prasą!

 Już w pierwszym tytule znalazłem tą wkładkę. Nie pasował mi jedynie model szafki na którą była promocja. Przewaliłem trochę makulatury i w "Motorcyclist" znalazłem dokładnie to o co mi chodziło.


 Mogłem "po polsku" wyrwać z gazety ten kawałek i wyjść paląc głupa ale zachowałem klasę. Odstałem swoje w kolejce do kasy i z jedną prasą pod pachą wyszedłem dumnie, odprowadzony niedowierzającymi spojrzeniami nieszczęśników, co mają po 200 produktów w wózku :).

 Wróciłem do HFT, poprosiłem o zestaw, zapłaciłem i jakiś przyjazny, chociaż dziwnie zakręcony koleś, wywiózł mi meblościankę ze sklepu. Wreszcie...

 Składanie tego wynalazku odłożyłem na później. Jak się okazało może i lepiej, że tak wyszło. Miałem w międzyczasie okazję odwiedzić stronę na której kupujący oceniali ten produkt. Przygotowany byłem więc na "pewne niespodzianki" :).

 Nie dalej jak wczoraj nadszedł wreszcie ten dzień. W garażu pojawiłem się z Baranskym i "Andrzejem od trialówki" (nie obrazi się może za ten tymczasowy przydomek).
 Bez przekonania rozparcelowałem pierwszą paczkę (było ich trzy). Dokręciłem kółka (niestety plastikowe) do spodu szafki i posmarowałem smarem litowym"szyny" szuflad. Tutaj ujawniła się pierwsza wada sprzętu. Jakiekolwiek tłuste środki osiądą choćby w minimalnej ilości na jego powierzchni, zostawiają plamy praktycznie nie do usunięcia. A to z tego powodu, że blacha jest pomalowana "na chropowato". Może i wygląda cool, dopóki nie zazna syfu. Zresztą, olać to. To jest wyposażenie garażu, to siłą rzeczy będzie po jakimś czasie nieświeże. Jebał to pies :).
 Co dziwne w środku znalazłem plamy z zaczątkiem korozji, a to już lekka przesada. Wychodzi na to, że jeśli ktoś przypadkiem splunie albo najszczy mi na szafkę, to biedna skona w męczarniach od ataku rdzy... Zajebiście... Trzeba ja będzie w takim razie zabezpieczyć jak podwozia samochodów i będzie po sprawie ;P.

 Ciekawostką, za którą inżynierowie zza biurek powinni dostać order uśmiechu, jest fakt, że każdy z segmentów trzeba otwierać oddzielnym kluczem! Na osłodę pozostaje jedynie, że każdy zameczek i każdy kluczyk mają maluteńkie cyferki, po których można je elegancko"sparować". Dla mnie bomba! :]
Aha, za pamięci - dobre 15 minut walczyłem z WD40 w ręku, żeby górny "lock" łaskawie dał się namówić do współpracy...


 Następny "kwiatek" to rygiel do zamykania dolnej części, trzech szuflad i drzwiczek. Jest tak złośliwie zrobiony, że aby go (za przeproszeniem) "wyjąć z dziury", trzeba zapuścić szpony. Wtedy może jakoś łatwiej byłoby go oderwać od matni. Zdrowie inżynierów po raz drugi!


 Na deser został prawdziwy hit - śruby do mocowania uchwytu z boku szafki. Odbiór techniczny przeprowadzał prawdopodobnie ślepiec więc nie dziwota, że nie pasują do wywierconych otworów...

 Gdybym miał ocenić zakup to nie siliłbym się na filozofowanie. Sprawa jest prosta - zestaw jest tyle wart ile za niego dałem. Mimo paru minusów bilans i tak wychodzi na jego korzyść. Ma 11 szuflad + dolna półka, jest mobilny, zamykany i kosztuje niewiele w porównaniu z konkurencją.

 Jestem zadowolony. Ale nie czujcie się, panowie z Harbor Freight Tools, że zrobiliście mi łaskę tym kuponem rabatowym. Za inną cenę niż promocyjna bym się nie skusił...
 Aha, jakby co, wy też macie u mnie talon!... Na kurwę i balon!!! Bleeee :D...


Permit na tereny RAC

Nie wiem, czy ktoś z towarzystwa będzie tym zainteresowany ale jako, że pojawiła się taka sposobność, informuję o możliwości wykupienia pozwolenia na jazdę na terenach Reading Anthracite Co. Dla jasności, jest to teren w okolicy St Clair. Tam gdzie ostatnio zostawiliśmy auta wyraźnie jest napisane, że można to zrobić jedynie posiadając ten papierek. I to, że nikt się nie przysapał do tej pory, to nie znaczy, że tak będzie zawsze. Od osoby dobrze poinformowanej wiem, że od czasu do czasu ktoś z tej firmy lubi sprawdzić czy za szybą auta znajduje się przepustka. A nie było by miło, gdyby auto pojechało sobie gdzieś na lawecie... Decyzja należy do Was, ja tam wykupię, za $125 na rok spokojna głowa, auta nikt nie ruszy i można śmigać do samej nocy, nawet poza terenami RAC, bo kto zabroni? ;P
Podaję linka do strony gdzie można zamówić pozwolenie - Reading Anthracite Co. acces permit 2012

Dakar 2012 rozpoczęty

Nie chciałbym wcielać się w rolę sprawozdawcy z takich wydarzeń, ten blog nie mógłby unieść takiego wyzwania z prostej przyczyny. Trzeba by nastawić się na zarabianie na tym a ja nie planuję tegoż na dzień dzisiejszy. To nie jest komercyjny twór, nie mam na to środków ani możliwości. Mogę co najwyżej, podpierając się materiałami z odpowiednich źródeł, podjąć się komentowania interesujących mnie (nas) wydarzeń. Tyle tytułem wstępu...

 Newsem dnia miał być fakt nokautu zawodników dysponujących niefabrycznymi pojazdami. Czkawką odbije się pewnie ten incydent na całym rajdzie bo do końca nie wiadomo co o tym myśleć. Riderzy mają swoją argumentację a arbitrowie swoją, wynik sporu może być tylko jeden. Prawo, jakie by ono nie było zawsze będzie ponad wszystkim i w tym przypadku jak najbardziej jest. Maszyny o niestandardowej specyfikacji wystartują, lecz poza klasyfikacją ogólną. Czyli nasi quadowcy jadą, wychodzi na to, o pietruszkę. Domyślam się w jakich nastrojach są teraz zawodnicy, osoby funkcyjne z teamów i przede wszystkim sponsorzy... Nie ma czego zazdrościć... Przeczytajcie >tutaj<.

 Dostałem >link< od Glacy. Wszystko mówiący tytuł artykułu i zdjęcie człowieka w sepii...
Dakar to spektakularne przedsięwzięcie, wielkie emocje i wspaniała zabawa... Lecz wszystko to może w jednej chwili, gdzieś poza naszą wolą, stać się osobistą tragedią któregoś z aktorów tego show...
 Co po nim pozostanie? Dla jego rodziny ból, wspomnienie i jakieś fanty po nim. Dla nas odnośniki do stron z jego biografią ubarwioną zdjęciami i ujęciami wideo w klimacie patosu... I może jeszcze refleksja. Czy warto oddać za "to" własne życie? Nie, nie warto! Ale nikt z takim zamierzeniem nie wchodzi przecież w ten nasz specyficzny świat...

 Jeszcze raz wszystkim nam życzę udanego sezonu... Bo wszystkich nas trzeba do pieczenia tego chleba...

Jorge Martinez Boero
żródło Interia.pl